https://www.high-endrolex.com/33
https://www.high-endrolex.com/33
Bartek Pieszka - moje życie, moja muzyka, mój Śląski Jazz Club - Śląski Jazz Club

Bartek Pieszka - moje życie, moja muzyka, mój Śląski Jazz Club

W tym miejscu zamieszczamy pierwszy rozdział pracy dyplomowej Bartka Pieszki, wibrafonisty i kompozytora, absolwenta Instytutu Jazzu Akademii Muzycznej w Katowicach, którego Jerzy Milian w roku 2004 "mianował" swoim następcą. Promotorem pracy był Bernard Maseli. A jej temat to ... historia Śląskiego Jazz Clubu. Praca została obroniona w roku 2009. Cala praca do pobrania w formacie PDF.

Bartek Pieszka - moje życie, moja muzyka, mój Śląski Jazz Club

- Wybór tematu pracy był dla mnie z pewnych względów oczywisty - opowiada Bartek. - Śląski Jazz Club to od najmłodszych lat miejsce bardzo mi bliskie. To właśnie tutaj miałem pierwszy kontakt z muzykami jazzowymi oraz z publicznością, przed którą jako młody chłopak miałem możliwość występowania podczas jam sessions. Powiązania ze Śląskim Jazz Clubem mam także rodzinne. Jednym z członków-założycieli był mój dziadek Eugeniusz Rebol, a mój brat Wojciech Pieszka działa w obecnym zarządzie stowarzyszenia.

BARTOSZ PIESZKA
„Śląski Jazz Club, półwiecze najstarszego stowarzyszenia jazzowego w Polsce”


POCZĄTKI DZIAŁALNOŚCI

I. 1. Przed zawiązaniem stowarzyszenia


Gliwice, miasto charakteryzujące się sporym bogactwem kulturowym, bardzo wyraźnie odznaczyły się w historii rozwoju jazzu w Polsce.  Stało się to w bardzo dużej mierze za sprawą powstania tuż po wojnie Politechniki Śląskiej, która  uczyniła z Gliwic siedzibę szeroko pojętego ruchu studenckiego. Bardzo ważnym elementem rozwoju i wzrostu zainteresowania muzyką było także powstanie w marcu 1945 roku przy ul. Sobieskiego 15 Instytutu Muzycznego im. Jana Ignacego Paderewskiego, pod koniec roku przeniesionego na ul. Kościuszki 38 ( Instytut został przemianowany w 1951r. na Państwową Szkołę Muzyczną I i II stopnia, obecnie mieszczącą się przy ul. Wieczorka 6). To tutaj będą miały miejsce pierwsze przejawy ruchu jazzowego w powojennych Gliwicach.W mieście powstała także niedługo później Państwowa Operetka Śląska , a także działająca przy ówczesnym Domu Kultury w latach 1948 – 1953 orkiestra symfoniczna prowadzona przez Zdenko Karola Runda.

Za namową Marcina Kamińskiego, założyciela i dyrektora Instytutu Muzycznego, w Gliwicach osiedlili się Ludomir i Stefania Różyccy oraz Jerzy i Anna Żurawlewowie. To właśnie u Jerzego Żurawlewa, inicjatora i współtwórcy konkursów chopinowskich, uczył się młody Andrzej Kurylewicz, który w roku 1951 udaje się do Krakowa aby rozpocząć studia w klasach Henryka Sztompki i Stanisława Wiechowicza. Kurylewicz później mocno zaznaczył swoją obecność na polskim i zagranicznym rynku jazzowym stając się chlubą krakowskiego środowiska jazzowego. Uczniami gliwickiego Instytutu byli również inni wyraźnie odznaczający się pianiści, m.in. Wiktor Kolankowski, a także nieco młodsi Jan Kwaśnicki i Tadeusz Kosiński, zwany później Errollem.
W tym okresie działał już zespół Geni-Jazz, którego liderem był gliwiczanin Eugeniusz Rebol (Większość źródeł podaje błędne nazwisko Rybol, które prawdopodobnie powstało przez fonetyczny zapis niemieckiego pierwowzoru Rebohl, jednak prawidłowo spolszczone nazwisko powinno brzmieć Rebol), z zawodu protetyk stomatologiczny (cieszący się zresztą dużym uznaniem), a z zamiłowania pianista jazzowy.

 

Geni – Jazz, w składzie: (od lewej) Tadeusz Kaszyca, ?, Piotr Kołodziej, Henryk „Guliwer” Achtelik, Eugeniusz Rebol

 

W 1945 roku do Gliwic przyjechał ze Lwowa i osiedlił się także Andrzej Schmidt, później wybitny historyk jazzowy i wspaniały pedagog, a także dziekan Wydziału Jazzu Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego
w Katowicach, która to miała powstać kilkanaście lat później. W roku 1946 Schmidt zakłada swój zespół o nazwie Sweet Jazz, w którym gra na fortepianie a jego brat Adam na perkusji.

W skład zespołu wchodzą także:
Zbigniew Wojciechowski – tp, acc,
Marian Ślepecki – as, cl, vn,
Jan Borkowski  - as, cl,
Kazimierz Gogol – ts, cl
oraz Marceli Dreżewski – b.

Jak wspomina lider: „O bopie, Parkerze i Gillespiem nie mieliśmy zielonego pojęcia. W uszach i sercu mieliśmy brzmienie big bandu Glenna Millera  („Serenadę w Dolinie Słońca” widzieliśmy jeszcze we Lwowie) i chciałem koniecznie sam coś takiego grać i przeżywać.” Za przyzwoleniem dyrektora Marcina Kamińskiego w jednej z sal Instytutu Muzycznego odbywały się próby zespołu. Sweet Jazz grał głównie na wieczorkach tanecznych, balach karnawałowych i zabawach. Dużym sukcesem zespołu był koncert utworów Duka Ellingtona, który miał miejsce w kwietniu 1948 roku w jednej z sal Instytutu Muzycznego. Był to jeden z pierwszych koncertów o charakterze edukacyjnym, a prawdopodobnie pierwszy monograficzny koncert jazzowy w Polsce. Podobnymi dokonaniami mogły się tylko poszczycić kluby jazzowe YMCA w Warszawie i w Krakowie. Program koncertu tworzyło kilkanaście utworów Ellingtona w opracowaniach lidera.

W 1948 roku, w Ośrodku Szkolenia Zawodowego przy ul. Łabędzkiej powstaje zespół instrumentalny założony i prowadzony przez Zygmunta Jaworskiego, który świeżo osiedlił się w Gliwicach. Poznaje wtedy Andrzeja Schmidta i już we wrześniu następnego roku zakłada wraz z nim Septet Jaworskiego i Schmidta. W zespole grali głównie młodzi wychowankowie Jaworskiego, „bezwzględnie mu posłuszni”, jak wspomina Andrzej Schmidt. Tylko dwaj muzycy to członkowie byłego „Sweet Jazzu”. Skład septetu to:
Henryk Bless – tp,
Zygmunt Imielski – cl, as, acc,
Jan Borkowski – cl, as,
Zygmunt Jaworski – cl, ts, tb,
Adolf Buss – g,
Andrzej Schmidt – p, voc,
Leonard Domagalski – dr.

Zespół szybko zdobył uznanie i został zatrudniony w najbardziej eleganckim gliwickim lokalu, w restauracji Myśliwska. Grał tam krótko, by w sierpniu 1949 roku powrócić do planów koncertowych. Niebawem powstał chórek męski na wzór The Modernaires (występujących obok big bandu Glenna Millera w filmie Serenada w Dolinie Słońca). Wiktor Kolankowski skompletował kwartet wokalny w składzie: Bogusław Jarzyński, Maciej Kruszka, Eugeniusz Mocny i on sam. Na miejsce Kolankowskiego niedługo później przyszedł Andrzej Kurylewicz. Zaraz potem powstał tercet żeński: Marysia Schmidt (siostra Andrzeja), Jadzia Zalesińska i Rita Sak. Na specjalne okazje zespół był powiększany do dziesięciu osób, a solistką była Hanka Raczyńska. Niestety sytuacja polityczna zmieniła się na tyle, iż jazz został uznany za wytwór „gnijącej kultury imperializmu” i musiał zejść do podziemi. Kluby były likwidowane a zespoły albo zawieszały działalność, albo trwały na zasadzie kompromisu z obiegową muzyką taneczną, niejako ukrywając swoje zamiłowania do jazzu. Taką drogę wybrał Septet Jaworskiego i Schmidta, ale też nie do końca, okazało się bowiem, że przy dobrym kamuflażu dało się sporo przemycić i grać koncerty w dużej mierze jazzowe a jednak „legalnie”. Zwrócili się oni wtedy z formalną prośbą do Związku Pracowników Sztuki i Kultury w Katowicach o patronat nad septetem i dwiema grupami wokalnymi. Zdeklarowali wówczas chęć organizacji koncertów dla świata pracy. Nie było wtedy mowy o jazzie, trzeba było używać nieprecyzyjnego określenia „muzyka rozrywkowa”. Ale udało się. Zespół przygotował dwa pełne programy koncertów pod nazwą Audycje Muzyki Rozrywkowej. Andrzej Schmidt wspomina: „Z estrad Domów Kultury Chorzowa, Wirka, Zabrza, Siemianowic, rozbrzmiewali Ellington, Gershwin, Cole Porter, Jerome Kern, Irving Berlin, Glenn Miller, Harry Warren, Vincent Youmans, przeplatani Dunajewskim, Frimlem, Mokrousowem i innymi „środkami ochronnymi”. W programach koncertów przeważały standardy jazzowe ukryte często pod zmienionymi tytułami, a także kompozycje obu liderów.


Dla wielu młodocianych adeptów sztuki jazzowej, taki koncert bywał wielkim przeżyciem. Wspomniany już Jan Kwaśnicki tak pisze o tzw. audycji w ramach umuzykalnienia, którą jeszcze jako uczeń miał okazję zobaczyć:
„Na estradę weszli muzycy, nasz pan dyrektor zapowiedział że odbędzie się „audycja w ramach umuzykalniania”, następnie orkiestra zaczęła grać. Moje z natury długie uszy wydłużyły się natychmiast jeszcze bardziej, albowiem bardzo było piękne to co grali. Za chwilę od fortepianu wstał drobniutki, szczuplutki pan, podszedł do mikrofonu i powiedział że był to fragment „Błękitnej Rapsodii” amerykańskiego kompozytora George’a Gershwina, którym to fragmentem zespół zawsze swoje audycje rozpoczyna. Wywołało to dreszczyk emocji, ponieważ nie byliśmy już tacy głupi i poczuliśmy, że oto, jakimś psim swędem, mamy okazję pokosztować zakazanego owocu w pełnym majestacie legalności. W radiu, czy przez głośniki na ulicach takiej muzyczki się nie uświadczyło. Wtedy już wyraźnie „szkodziła ona na socjalizm”. A tu pan mówi, wprawdzie nie o jazzie, tylko o „amerykańskiej muzyce ludowej”, orkiestra gra tak, że nóżki same się ruszają... Dyrektor nie tylko nie wyrzuca ich z estrady, ale jeszcze sam słucha... Dziwna sprawa. Koncert ten zrobił na mnie ogromne wrażenie; jakby odsłoniła się jakaś kurtyna.”


Jan Kwaśnicki przybył do Gliwic ze Lwowa, gdzie od młodych lat uczył się gry na fortepianie. Naukę kontynuował w Gliwickim Instytucie Muzycznym u Jerzego i Anny Żurawlewów, którzy po przeprowadzce do Warszawy przekazali go w ręce prof. Elżbiety Zakrzewskiej. Kwaśnicki już jako uczeń dał się zauważyć jako bardzo obiecujący pianista klasyczny. Jednak jego ojciec wymarzył sobie, że syn będzie inżynierem, więc zaraz po maturze Jan Kwaśnicki zdał egzaminy na Politechnikę, gdzie został przyjęty. Początkowo próbował połączyć pasję ze studiami, jednak pod koniec pierwszego roku, przy natłoku zajęć związanych z Politechniką, dał za wygraną i zrezygnował z dalszej nauki muzyki w instytucie. Ale nie odpuścił jazzu, który już wtedy także coraz mocniej odciągał go od muzyki klasycznej. Spotykał się z kolegami, szkolił swój warsztat i poszerzał wiedzę na temat grania jazzu. Razem z Markiem Szymaszkiewiczem, który uczył się wtedy gry na gitarze, i z Marianem Szpruchem, który grał na perkusji, szukali jakiejś sali na próby. Udało im się znaleźć takie miejsce w auli szkoły zawodowej przy ul. Barlickiego w Gliwicach, w której dzięki jej dyrektorowi i wujkowi Mariana Szprucha w jednej osobie, mogli grać popołudniami, gdy szkoła była już pusta. Niebawem zaczęli tam przychodzić inni muzycy, bywał tam m.in. Tadeusz Kosiński, Henryk Achtelik i Eugeniusz Rebol. Wszyscy ci miłośnicy jazzu mieli już niebawem stać się założycielami Śląskiego Jazz Clubu.     Muzycy przenieśli się później do prywatnego mieszkania dyrektora tej szkoły, który pozwolił im przenieść się do siebie po tym, jak zostali wyrzuceni z auli szkolnej za „panienki i wódeczkę”. W auli jak i w mieszkaniu dyrektora powoli tworzył się zespół Kosińskiego i Kwaśnickiego Medium, który grał już mniej w oparciu o aranżacje, a bardziej się opierał na zdolnościach improwizatorskich jego członków. W skład kwintetu, powstałego ostatecznie w 1953 roku, wchodzili:


Tadeusz Kosiński – acc,
Jan Kwaśnicki – p,
Marek Szymaszkiewicz – g,
Stanisław Otałęga – b
i Ryszard Szumlicz – dr  (który ostatecznie zastąpił Mariana Szprucha na perkusji).

1953 – Kąpielisko Leśne w Gliwicach – koncert Medium Quintet. Od lewej: Stanisław Otałęga, Marek Szymaszkiewicz, Ryszard Szumlicz, Tadeusz Kosiński, Jan Kwaśnicki

Niezależnie od działalności Medium, Kosiński, który nieco cierpiał, że musiał grać na akordeonie (stanowisko pianisty w Medium było już zajęte przez Jana Kwaśnickiego) tworzy w 1954 roku własny zespół dixielandowy. Gra w nim m.in. perkusista Adam Jędrzejowski, który w tym czasie był studentem Politechniki Śląskiej w Gliwicach. W 1955 roku Medium wyjeżdża sezonowo „grać w lokalu” – w lipcu zespół występuje w Ustroniu w normalnym składzie, a w sierpniu, podczas występów w Wiśle, miejsce Otałęgi zajmuje Witold Kujawski, który przyjechał na zaproszenie Kwaśnickiego. Był on kontrabasistą zespołu Melomani, osobą z dużym doświadczeniem a także z licznymi znajomościami. Dla muzyków Medium współpraca z Kujawskim była  dużym wyróżnieniem.
Podczas pobytu w Wiśle członkowie Medium poznają muzyków grających w sąsiednim lokalu Zdrojowa, dobrych znajomych Witka Kujawskiego; byli to m.in. pianista - samouk Zbigniew Choroszowski, oraz saksofonista i klarnecista Staszek Przybylski.
Kujawski podsuwa wówczas kolegom pomysł zorganizowania wielkiego spotkania jazzmanów z całego kraju w Zabrzu. Były tam na to dobre warunki - duża sala, fortepian i co najważniejsze – przychylny kierownik. Mgr Jan Piotrowski, bo o nim mowa, niedawno powołany przez Dyrekcję Huty (na wniosek ZG-ZZH w Katowicach) na stanowisko kierownika ZDK okazał się wspaniałym człowiekiem. Była to osoba, która bezpośrednio i chyba najbardziej przyczyniła się do stworzenia i rozwoju środowiska jazzowego na Śląsku. Jan Kwaśnicki wspomina, że mgr Piotrowski przywitał ich jak starych znajomych i już po pierwszej próbie powiedział: „Kochani, przerobimy ten dom kultury na taką melinę jazzową, że wszystkim oko zbieleje.”


Zespół Medium został przyjęty pod skrzydła ZDK a ich opiekunem stała się Maria Skrzyniarzówna, instruktor artystyczny. Podpisano z muzykami umowę regulującą stosunki między nimi a kierownictwem ZDK, a także m.in. zasady użytkowania instrumentów muzycznych, które były własnością ZDK. Kierownikiem Zespołu Jazzowego został Tadeusz Kosiński, zwany przez przyjaciół Errollem, który za zgodą reszty grupy był upoważniony do reprezentowania zespołu wobec kierownika ZDK i na zewnątrz.


Początkowo działalność zespołu polegała na doborze potrzebnych muzyków i doskonaleniu warsztatu. Skład orkiestry był wówczas następujący:
Tadeusz Kosiński - kierownik muzyczny,
Jan Kwaśnicki - p,
Janusz Łoś - b,
Ryszard Szumlicz - dr,
Marek Szymaszkiewicz – bj, g,
Helmut Kuberek – tp, crn,
Stanisław Gwoździowski – ts, cl.


Niedługo później odbył się pierwszy koncert w Zabrzu. Wystąpił zespół „Medium Quintet” oraz artyści Domu Kultury Huty Zabrze, a wśród nich Czesława Łozińska, która rok później była już żoną Jana Kwaśnickiego. Zresztą nie tylko Kwaśnicki znalazł żonę pośród artystów Domu Kultury. Również Tadeusz „Erroll” Kosiński poślubił Marysię Skrzyniarzównę, a Tadeusz „Tabor” Tabeński Jadzię Dmytryszyn.


Prace nad ogólnopolskim Jam-Session (wydarzenie to nazywano także Zabrskimi Zaduszkami Jazzowymi) ruszyły pełną parą. Taka impreza miała już miejsce w 1954 roku w Krakowie, ale jednak nie miała tak dużego rozmachu. Mgr Piotrowski musiał jakoś przekonać przełożonych, że musi zamknąć na dwa dni Dom Kultury, by odbyła się tam impreza zamknięta, lecz jak to zrobił pozostaje tajemnicą. Kujawski i Kwaśnicki wysłali ponad sześćdziesiąt imiennych zaproszeń do muzyków z całej Polski. Dzięki Witkowi Kujawskiemu udało się do większości dotrzeć. Swój przyjazd potwierdzili prawie wszyscy, z wyjątkiem kilku osób (między innymi Krzysztof Komeda Trzciński bardzo przeprosił, że nie może przyjechać, bo właśnie zdawał dyplom na Akademii Medycznej). Henryk Choliński, Jan Kwaśnicki, Tadeusz Kosiński, Zygmunt Wichary i Witold Kujawski rozprowadzali zaproszenia dla słuchaczy, także imienne. Zaproszenia były płatne, gdyż trzeba było pokryć koszty podróży muzyków.


1 listopada 1955 roku salę Domu Kultury w Zabrzu wypełniło ponad ośmiuset słuchaczy, a występowało około czterdziestu muzyków. Grali wtedy między innymi Alojzy Tomys – ts, Stanisław Lic –fl, cl, Andrzej Kurylewicz – p, Wanda Warska – voc, Jerzy Chromik – b, Piotr Kott – tp, crn Jerzy Nierstajn – bj, b, Tadeusz Tabeński – g. Zaduszki otworzył Redaktor Naczelny Trybuny Robotniczej Wiktor Kryszczukajtis słowami: „Już wielki Szekspir przewidział nadejście ery jazzu mówiąc TO BE OR BOP TO BE!”

Twórcy Zabrzańskich Zaduszek Jazzowych – 1955

Świadkowie tego wydarzenia wspominają, iż była to impreza bardzo udana. Wręcz za bardzo... gdyż jak wspomina Jan Kwaśnicki – mgr Piotrowski osobiście pomagał wkładać co bardziej zmęczonych uczestników do wagonów, każdego obcałowywał na pożegnanie i krzyczał: „Udało się! Udało się!”. Zabrskie Zaduszki Jazzowe, które odbyły się jesienią 1955 roku, okazały się być doskonałą zapowiedzią powstania już w następnym roku Śląskiego Jazz Clubu z siedzibą w Zabrzu.


Nieco inną wersję wydarzeń podaje sam Jan Piotrowski. W swoim liście do Henryka Cholińskiego, napisanego w latach 80-tych, spisuje swoje wspomnienia dotyczące początków istnienia Śląskiego Jazz Clubu. Zdecydowanie chłodniej, aczkolwiek bardzo życzliwie, opisuje swoje pierwsze spotkanie z młodymi muzykami, którzy przyszli do niego i zadeklarowali chęć współpracy z placówką Kulturalno - Oświatową w Zabrzu. Piotrowski pisze, iż był raczej uprzedzony do popierania prądów muzycznych płynących z Zachodu, a tym bardziej - z USA. Jednak po zwołaniu narady ze współpracownikami i przekonany ich jednomyślnością podjął decyzję o przyjęciu ich w skład zespołów ZDK jako zespół muzyki nowoczesnej, uprawiający jazz. Decyzję tę podjął na własną odpowiedzialność i postanowił nie zawiadamiać o tym dyrekcji, ani Rady Zakładowej, która nadzorowała działalność ZDK. Jego współpracownikami byli wówczas: Maria Skrzyniarz – instruktor artystyczny, Jadwiga Dmytryszyn – bibliotekarka, Dorota (nazwiska nie potrafił sobie przypomnieć) - instruktor k.o., i Teodor Szuluk – gospodarz ZDK.

Rozbieżności występują także przy opisie wspomnianego już Jam–session. Piotrowski pisze, iż nie mógł osobiście w nim uczestniczyć, gdyż musiał wyjechać wtedy do Warszawy na cmentarz wojskowy. Podaje także inne nazwisko redaktora Trybuny Robotniczej, choć przyznaje, że sam do końca nie pamięta czy Dutkowski, czy Dutkiewicz.


Po tym jak Trybuna Robotnicza odnotowała pierwsze Jam-Session na Śląsku, pisząc, że impreza zaduszkowa odbyła się w: „Katakumbach Związkowego Domu Kultury Huty „Zabrze”, a jej uczestnicy muzykowali "w oparach alkoholu”, dyrektor Jan Piotrowski został wezwany do dyrekcji Huty z prośbą o wyjaśnienia. Jak sam to opisuje, stwierdził, że: „Do urządzenia „Jam-Session” namówił kierownictwo ZDK – redaktor Dutkowski z Trybuny Robotniczej w Katowicach! Jakoś nikomu z dyrekcji nie przyszło do głowy, żeby moje oświadczenie sprawdzać w redakcji „Trybuny…”, bowiem towarzysz Teodor Szuluk potwierdził, że redaktor Dutkowski uczestniczył osobiście w owym „Jazz Session”… i to wystarczyło.”
W każdym razie w trakcie Jam-Session nawiązanych zostało dużo znajomości i kontaktów, dzięki którym zespół Medium (lub też Medium Quintet, bo i taka nazwa funkcjonowała) został zaproszony na koncert do Warszawy. Impreza odbyła się na początku roku 1956, w sali Akademii Medycznej przy ul. Oczki. Z zespołem jako solistka występowała wtedy Danuta Marczycka. Zespół zyskał bardzo dobre recenzje krytyków, którzy porównywali go do słynnego kwintetu George’a Shearinga. W ten sposób, w innych miastach Polski, zwłaszcza w Krakowie i w Warszawie, zaczęto zauważać coraz prężniej działający śląski ośrodek jazzowy.

Zespół Medium Quintet już niebawem zakończył swoją działalność, a stało się to z kilku powodów. Jednym z nich było to, iż w zespole było zdecydowanie za ciasno dla dwóch pianistów. Ponadto Kosiński, z racji tego, że muzyka była jego jedynym źródłem dochodów, chciał przejść na pełne zawodowstwo, podczas kiedy Kwaśnicki studiował na Politechnice, i miał inny zawód (był inżynierem budowlanym). Do rozpadu Medium mocno przyczyniła się również pewna osoba, która została zatrudniona przez zespół do organizowania koncertów. Człowiek ten okazał się być zwykłym hochsztaplerem i organizował koncerty innych muzyków, często nie umiejących grać, wspierając się już znaczącą marką nazwisk zespołu Medium. Problem stał się na tyle znaczący, że mgr Piotrowski dał ogłoszenie do gazety zaczynające się od słów: „Nie pertraktować z oszustem...”.  Po tych incydentach zespół zagrał jeszcze parę koncertów, między innymi w Zakopanem, ale jego członkowie zaczęli coraz częściej grać w oddzielnych składach. W ten sposób zakończyła się działalność śląskiego zespołu o którym czasopismo Jazz pisało: „Była to pierwsza próba nowoczesnego jazzu w Polsce, w zestawie: gitara elektryczna, akordeon i sekcja rytmiczna.”


autor: Bartek Pieszka 


*Jest to pierwszy rozdział pracy dyplomowej Bartka Pieszki, wibrafonisty i kompozytora, absolwenta Instytutu Jazzu Akademii Muzycznej w Katowicach, którego Jerzy Milian w roku 2004 "mianował" swoim następcą. Promotorem pracy był Bernard Maseli. A jej temat to ... historia Śląskiego Jazz Clubu. Praca została obroniona w roku 2009.

Ta strona używa COOKIES.

Korzystając z niej wyrażasz zgodę na wykorzystywanie cookies, zgodnie z ustawieniami Twojej przeglądarki.

OK, zamknij
https://www.high-endrolex.com/33