Daniel Ryciak

Jazz w ... czasach zarazy

Czy to w ogóle możliwe? Czy w czasach pandemii festiwal Jazz w Ruinach dojdzie do skutku?

Jazz w ... czasach zarazy

Festiwal radości, pełnej otwartości i pełnych sal koncertowych, bliskiej relacji ze sztuką graficzną i muzyczną. A może próbować robić festiwal zgodnie z wytycznymi kolejnej fali „odmrożeń”, czyli dystans, po 4 m2 dla każdego, dostępna tylko połowa miejsc, maseczki, rękawiczki, płyny dezynfekujące, być może także imienna lista zgłoszeń na każdy dzień festiwalu tych, którzy chcieli by uczestniczyć w koncertach.

Otóż, w naszej ocenie byłoby to fatalne. Dla festiwalu, dla jego uroku i charakteru, dla odbiorców i dla artystów. Wystarczy sobie wyobrazić wejście na festiwal Jazz w Ruinach, takim jakim go pamiętasz, z nowymi regułami, czyli sprawdzaniem imiennej listy, sprawdzaniem posiadania maseczki i skorzystania z płynów dezynfekujących, wyznaczone miejsca do siedzenia w liczbie o połowę mniejszą i każde z polem 4 m2 dla siebie. I taka skromna w liczbie widownia, zasłonięta maskami wpatruje się w scenę. Dużą scenę, na dużej sali koncertowej. To smutny widok. Nie chcemy by festiwal tak się kojarzył i był tak zapamiętany.

Czy to oznacza, że się poddajemy i odpuszczamy? Niekoniecznie. Jest pewna metoda, która również zakłóci normalny charakter festiwalu, ale chyba jedyna, która pozwoli go zrealizować i zachować jak najwięcej z jego uroku. A jak będzie wyglądać taka realizacja. O tym już wkrótce. Spokojnie, jest czas, bo ten „inny” festiwal dojdzie do skutku w późniejszym niż zwykle terminie.

Ta strona używa COOKIES.

Korzystając z niej wyrażasz zgodę na wykorzystywanie cookies, zgodnie z ustawieniami Twojej przeglądarki.

OK, zamknij