Daniel Ryciak

Rozmyślania prezesa ...

... czyli co się w głowie nie mieści. 

Foto: ...(RODO)

Kolejna odsłona festiwalu młodych, acz już wybitnych rusza w sierpniu. Jak zwykle zresztą, bo mowa o festiwalu Jazz w Ruinach, czyli spotkaniach ze sztuką wschodzących gwiazd sceny jazzowej i grafiki plakatowej. Z całego świata. Dosłownie.


O czym myśli dyrektor festiwalu i prezes zjednoczenia jazzowego w jednej osobie? (oczywiście, prezes przez małe „p”, by nikogo nie urazić). No cóż, uniesienia sztuką już za nim. W końcu program przygotował (się) parę miesięcy temu. Teraz raczej praca … nazwijmy to logistyczna. W sumie to hasło oddaje w pełni ducha prac, bo do Ruin Teatru Victoria trzeba wszystko przywieźć. No prawie wszystko. Całe szczęście widzowie sami przychodzą …


Co może mu zaprzątać głowę … może czy Ruiny będą jeszcze stać? Najlepiej w jednym kawałku, a przynajmniej do końca festiwalu. Wynosić coś na pamiątkę, w zasadzie nic zdrożnego, ale żeby od razu cegły i kawałki mury … i to na własnej nie przymierzając głowie … znaczy można, tylko po co.


Z drugiej jednak strony, przecież dyrektor się ubezpieczył, i festiwal ubezpieczył, i teatr ubezpieczony, a więc i widz ubezpieczony. Czyli nic złego stać się nie może, a kto trafion będzie odłamkiem kultury historycznej może jeszcze na swojej działalności kolekcjonerskiej coś zyskać ekstra. Polecać nie warto, ale i temat jakby już mniej zaprzątający (nomen omen) głowę.


W takim razie, co może ciążyć prezesowi, jakież to myśli krążą po głowie (i znów głowa, obyć się bez niej nie podobna) … i tutaj nagłe olśnienie. Prezes walczy w trudzie i mozole nad … słowami. Chociaż nie, to też za dużo powiedziane, bo wszystko sprowadza się do … liter. Dokładnie czterech liter. Nie, nie chodzi o te, o których czytelnik był racz pomyśleć, a reszta z państwa się domyśla. Te litery to … werbel proszę … R-O-D-O.


Jak zacząć festiwal? Dzień dobry, nazywam się … (RODO) … i reprezentuję … (RODO) na festiwalu pod nazwą … (RODO) w mieście …(może to jednak można??). Festiwal zorganizowało … (RODO), a sfinansowało …(RODO). Patronat medialny sprawują …(RODO). Za chwilę wystawę „Jazz is woman woman is jazz” (czy to aby nie zdradzanie danych osobowych jazzu??) otworzy jej kurator … (RODO), a zaraz potem wystąpią: na gitarze … (RODO), na perkusji … (RODO) i na kontrabasie … (RODO). Przy okazji chciałem powiedzieć, że opiekę foto i wideo nad festiwalem sprawują … (RODO), a zdjęcia i wideoklipy artystów …(RODO) … będzie można zobaczyć na stronach … (RODO). Na pewno też artyści będą chcieli sobie zrobić selfie z państwem …(że co proszę?) … by opublikować na swoich stronach …(jakiejś nieporozumienie chyba??). Zresztą by zapewnić państwu możliwość powrotu do tych cudnych chwil również będziemy publikować zdjęcia …(jaja sobie robią???), na których znajdą się pewnie państwo w większej lub mniejszej części …(?????). Dlatego też zanim zaczniemy, proszę wszystkich o powstanie i skierowanie się do drzwi wejściowo-wyjściowych po prawej gdzie zbierać będziemy państwa podpisy pod zgodami RODO na zrobienie zdjęć, filmu i ich publikację. Pozwalamy sobie na to, gdyż obiekt i tak jest monitorowany …(a co na to NATO … znaczy RODO), a my przecież robimy film i zdjęcia w zdecydowanie lepszej jakości. A do czasu zebrania zgód oraz dla tych z państwa, którzy jednak nie wyrażają zgody proszę obsługę o zgaszenie świateł, wyłączenie aparatów i kamer, państwa o wyłączenie telefonów. Ponieważ cecha szczególna jest również cechą mająca znamiona danej osobowej, więc mój głos … proszę o wyłączenie mikrofonów. Tak, ciemno wszędzie, głucho wszędzie, więc … zaczynamy … a co z tego będzie, to już zupełnie inna historia.

I tak zakapućkał się prezesina w tych rozmyślaniach, że zaczął coraz bardziej zanurzać się w niczym niezmąconych wodach czystego obłędu. W jednej z nawiedzających go wizji już widział się w roli dyrektora cyrku, który wychodzi na scenę (tak, to był cyrk ze sceną), ubrany we frak, cały na biało, aż tu nagle … z tych rozmyślań wyrwał go dzwonek telefonu. Jego własnego, prywatnego telefonu. Dzwoniła szalenie miła pani, która po upewnieniu się, że dodzwoniła się do prezesa (sprawdzając jego imię, nazwisko, pesel i nip), stwierdziła, że prezes ma wyjątkowe szczęście, gdyż numer jego własnego, prywatnego telefonu został właśnie wylosowany przez komputer, dzięki czemu ona (ta szalenie miła) może prezesowi zaproponować niezwykle korzystną ofertę zakupu wspaniałego ubezpieczenia, wraz z nowym samochodem i kredytem na tegoż. Prezes jednak już miał samochód, więc na  tłumaczenia szalenie miłej, że ten model i rocznik już jest passé i nie eko, prezes twardo stał na stanowisku by … zadzwoniła kiedy indziej.


I tak oto prezes powrócił na rzeczywistości łono. Był ciepły wieczór, w powietrzu unosiły się zapachy lata (sąsiedzi robili grilla na balkonie), gdzieś w oddali ktoś śpiewał mocno nadwyrężonym falsetem, że nic się nie stało. I od razu zrobiło się lżej na duszy. Prezes otworzył lodówkę, następnie piwo z niej wyjęte, rozsiadł się w wygodnie w fotelu i delektując się zimnym płynem też sobie zanucił … nic się nie stało i nie stanie się nic aż do końca, odpowiedziało poetycko echo …

Ta strona używa COOKIES.

Korzystając z niej wyrażasz zgodę na wykorzystywanie cookies, zgodnie z ustawieniami Twojej przeglądarki.

OK, zamknij